Dziś postanowiłam zrobić rozrachunek z hafciarskimi początkami.
A było to bardzo dawno, na studiach. Nie wiem czy 2003 rok czy 2004 kiedy to zobaczyłam u koleżanki w domu lampkę prześlicznie przyozdobioną wiktoriańską różyczką. Podobno klosz się przypalił a dziurkę zasłonięto takim ślicznym obrazkiem. I przepadłam. To co powinna we mnie wpoić nauczycielka na zajęciach praktycznych zrobiła moja koleżanka. Zaraziła mnie haftem krzyżykowym. Oczywiście poszłam zakupić gazetę. Wyciągnęłam ogromną iglicę i znalazłam strzępki materiału. Coś próbowałam zrobić sama. Metodą prób i błędów. Nawet nie rozdzieliłam muliny. Krzyżyki to były krzyże...grube i tępe, już o ich prostocie nie wspomnę. To były czasy kiedy internet nie rządził naszym życiem. Do wszystkiego należało dochodzić samemu albo dopytać starszych. Mama zwróciła mi uwagę, że mulinę należy rozdzielić, a koleżanka że krzyżyki powinny być w jedną stronę. Wszystko co mi mówiły chłonęłam i dalej próbowałam. Powstały jakieś dwa małe paskudztwa i od razu chwyciłam się za większe wzory. Nie pamiętam który był pierwszy...czy Dziewczynka z dzbanuszkiem czy Arlekin - tego się już nie dowiem ;)
A teraz prezentacja. Uwaga hafty z kategorii haftów paskudnych. Krzywe i bez pozostawionego po bokach materiału. Dziś leżakują w koszyku i niech tam zostaną ;)
Póżniej znalazłam w kiosku włoskie gazety z gratisami w postaci mulin. Wyhaftowałam trzy afrykańskie obrazki, które nieskromnie powiesiłam od razu na ścianie w swoim pokoju :D Dobrze, że mam te wzory bo może kiedyś wyhaftuję je inaczej i na innej kanwie. Należy też wspomnieć, że akcesoria hafciarskie w pasmanterich to były tylko podstawowe przybory, a kanwy z wielkimi oczkami.
Dziś wyciągnęłam je z koszyka na rzecz postu.
Były też inne maleństwa, które z reguły rozdawałam. A później nastała przerwa. Aż do momentu 2009 kiedy w ciąży sięgnęłam po igłę. Później znów przerwa aż do pojawienia się na świecie mojego drugiego synka. Myslę, że w roku 2013 reanimowałam swoje upodobanie do haftu. Zmieniły się całkowiecie moje gusta. Dostępne są też inne kanwy, inne wzory.
Nie żaluję, że zaczęłam haftować, choć poczatki jak widzicie były paskudne :D
Moniko Blezień dziękuję za Twój post, który zmotywował mnie do napisania swojego. Rozrachunek zrobiony :)
Pozdrawiam Wszystkich odwiedzających :)
Jeśli coś mi się jeszcze przypomni to dopiszę, bo jednak pamięć dobra ale krótka hihi
Madziu jakie znów "paskudztwa"?! Jak na początki to bardzo zgrabnie Ci te hafty wyszły i wzorki wybrałaś fajne :) Ciesze się, że haft krzyżykowy Cię zainteresował, bo to dzięki niemu "się poznałyśmy" :D Naprawdę fajny wspomnieniowy post!
OdpowiedzUsuńWcale nie takie paskudztwa.... Początki podejrzewam wszyscy mieliśmy nie łatwe. Może i ja kiedyś odważę się pokazać ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie widziałaś mojego pierwszego haftu: poduszki w róże... Wzór był niemiecki, kanwa też (dostałam od cioci), ale mulinę kupowałam w pasmanterii: było to w latach 80-tych, więc wyobraź sobie ten dobór kolorów... Nie zachowała się, na szczęście.
OdpowiedzUsuńWyspiański wygląda nieźle!:)
Mają swój urok i klimat te Twoje pierwsze hafty. I jak tak im się przyglądam, to całkiem ładnie są wykonane (codziennie w sieci widuję o wiele gorsze wykonania i to przez osoby, które wyszywają od lat).
OdpowiedzUsuń:)
Madziu wcale nie paskudztwa, a początki każda z nas miała trudne, ja pamiętam te kanwy wtedy straszne, nierówne krzyżyki wychodziły, ja mi koleżanka z pracy przyniosła kawałek kanwy ze stanów to się zakochałam i od razu piękniej wychodziło. Potem z czasem zaczęła pojawiać się u nas kanwa DMC a jak już powstały sklepy internetowe to jak dla mnie zweigart i jego materiały rządzą :). Ach Madziu ostatnio wyciagnełam z zasobów mój pierwszy haft i chyba zrobię taki wpis jak ty :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że każdy z nas miał takie początki, nie od razu dochodziło się do perfekcji a małymi kroczkami poznawało się nowe triki. Jak dla mnie to te początki wcale nie były takie złe, w końcu materiały wtedy pozostawiały wiele do życzenia. Sama nawet chyba mam parę kawałków starych kanw i mulin.
OdpowiedzUsuńFajne wspomnienia, Madziu.
OdpowiedzUsuńA i hafty niczego sobie :-)
I ja mam w planach spisać kiedyś moje początki...
tez uważam,że jak na poczatki prac ,Twoje krzyzykowanie poczatkowe nie jest wcale paskudne....ja zaczynalam na nadrukowanej kanwie / moje pierwsze buły sloneczniki/ maly obrazek /potem dorwalam gdzieswzór cytrynek i gruszki/ cytrynka do dzis wisi w mojej kuchni...potem był Jezus z coricamo w koronie cierniowej / do dzis wyhaftowałam chyba ten wzór z 6czy8 razy/a potem zaczęłam juz z gazetek wzory haftowac...i tak mnie to zauroczyo ,że nie moge przestac ...zmieniam tylko szkla w okularach na coraz mocniejsze...i dziobie dalej...Dobrze,że nasze hobby nas do siebie zblizyło
OdpowiedzUsuńMadziu, wcale nie widzę tu nic paskudnego. Nie znam się na hafcie, więc oceniam tylko po wrażeniu, jakie te hafty robią na mnie, a to jest całkiem pozytywne.
OdpowiedzUsuńBuziaczki.
Mnie się wszystkie bardzo podobają! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńMadziu, jesteś nazbyt surowa wobec swoich początków. Każdy jakieś miał. Twoje hafty są bardzo starannie wykonane i ładne. Najważniejsze jednak jest to, że byłaś otwarta na naukę i rady.
OdpowiedzUsuńTwoje obecne hafty hafty i oprawa zachwycają mnie na każdym kroku pomysłowością oprawy i pięknym wykonaniem.
Pozdrawiam ciepło :)
Początki bardzo udane. Nie ma się do czego przyczepić :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie czytało się te wdpominki
OdpowiedzUsuńMadziu, jesteś zbyt krytyczna wobec siebie. Od samego początku widać Twoją dbałość o staranne wykonanie haftu, ciekawy dobór wzorów. A materiały? - takie były! Gdyby była możliwość wyboru na pewno wybrałybyśmy lepsze :) Dzięki takiej retrospekcji możemy zobaczyć swój rozwój w tej dziedzinie :)
OdpowiedzUsuńWcale nie są takie brzydkie !:) w kazdej hafciarce kryje sie jakas historia poczatkow, uwielbiam czytac te posty :D taki kawalek historii ;)
OdpowiedzUsuńOj, wcale to nie są takie paskudztwa! Też początkowo haftowałam na kanwach z grubymi oczkami, nierówno i w ogóle... Ważne, jaki efekt uzyskujemy TERAZ!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
Bardzo ładne hafty. A ja zaczęłam haftować bardzo szybko bo już w 3 klasie podstawówki. Pierwszy hafcik mam do teraz w pudełku a kolejne wiszą na ścianie w rodzinnym domu i u mnie w Irlandii. Moja rodzinka taka artystyczna więc w okolo ktoś coś dziergał i automatycznie również ja zaczęłam, a zakochałam się w xx. I tak do teraz bez przerwy coś mam na tamborku.
OdpowiedzUsuńJa zaś całe dzieciństwo rysowałam. Moja prababcia haftowała. W domu bylo mnóstwo serwetek i obrusów. Mimo tego do haftu musiałam dojrzeć, być może dlatego że kiedyś nie było takich fajnych wzorów które przerzucone nitkami na haft zniewalały z nóg ;) Pozdrawiam :)
Usuń